- Przypominam, że to ty włamałeś się do mojego domu i mnie ogłuszyłeś – burknęłam, zaczynając rozmasowywać nadgarstki.
Trochę słyszałam o tutejszym władcy, ale przyznam szczerze, że żaden z usłyszanych mi epitetów nie określał go w rzeczywistości. Niektórzy go chwalili, inni wręcz przeciwnie, ale nikt nie mówił o tym, że był takim bucem. Przystojnym, bo przystojnym, ale jednak bucem. Pewnie powinnam darzyć go szacunek czy coś, ale aktualnie jedynie czułam jedynie irytację.
- Wybacz, wolałem być pewny, że mnie nie zaatakujesz – uśmiechał się półgębkiem, a w jego czerwonych oczach błyszczały iskierki wesołości.
Cała ta sytuacja go bawiła, podczas gdy ja byłam wściekła. Jeszcze kilka minut temu byłam przerażona i myślałam, że jestem skazana na łaskę możliwe że jakiegoś psychopaty. A to tylko władca tej półkuli postanowił złożyć mi wizytę.
- Oczywiście, że bym zaatakowała, w końcu włamałeś mi się do domu. Ale gdybyś ładnie zapukał, jak cywilizowana istota, zaprosiłabym cię do środka i może nawet poczęstowała herbatką – poprawiłam włosy, po czym westchnęłam cicho. Najgorsze emocje już ze mnie spłynęły, teraz pozostała już lekka irytacja.
- O, jak już wspomniałaś o herbatce, to poproszę – wyszczerzył się.
Zamarłam, zaskoczona jego bezczelnością. Już nawet otworzyłam usta, by wyrazić swoją opinię, ale zauważyłam drobne skaleczenia na jego ramionach. Te płytkie już się zasklepiły, w przeciwieństwie do tych głębszych. Czyli to nie kamień, ale on wbił mi się przez okno. Uroczo. Co prawda, nie są to groźne rany, ale mogą nieco momentami przeszkadzać, na przykład przy kąpieli. Szybko mogłabym je zasklepić przy pomocy mojej mocy, ale cóż, nie moja sprawa. Jak nie poprosi, nawet z taką inicjatywą nie wyjdę.
- Jak sobie wasza wysokość życzy – powiedziałam sarkastycznie, niedbale się kłaniając. – O, i mam nadzieję, że pieniądze za wymianę okna dostanę. W końcu, to nie ja je zbiłam
<Riodan?>.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz